Drogi Czytelniku, oferuję Ci zbiór podróży w czasie po pomorskiej ziemi. W wojażach tych próbuję odtworzyć zmieniające się w czasie panoramy lub zgoła małe zakątki regionu, nie stroniąc od ukazywania szerszego kontekstu opisywanej historii. Czas i przestrzeń to tylko wymiary naszych peregrynacji, zaś ich celem są ludzie, którzy przed nami żyli w swoich lokalnych pomorskich ojczyznach.

Przez ich ziemie, przyrodę i pozostawioną kulturę materialną wiodą drogi naszych wędrówek tutaj oraz na blogu: "Pradzieje Pomorza
". Bon voyage!

piątek, 17 czerwca 2011

Obietnica Angeliki


Dwa lata temu, 17 czerwca 2009 roku, w Toronto, w jednym z największych w Ameryce muzeów sztuki, Art Gallery of Ontario, odbyło się jednoaktowe przedstawienie w pięciu odsłonach, zatytułowane „Angelika’s Promise”. Jego bohaterką była Angelika Hoerle (1899-1923), niemiecka artystka tworząca w bulwersującym w jej czasach stylu dadaizmu. Ten ruch artystyczny kontestował dotychczasowe formy wyrazu i hipokryzję tradycyjnych środowisk artystycznych, prowokując swoją "antysztuką". Po części angażował się także politycznie jako ruch antywojenny, krytykując zdyskredytowane doprowadzeniem do wojny elity wielkiego kapitału. I wojna światowa była pierwszym masowym konfliktem zbrojnym, który pokazał okrucieństwa, jakich dopuściły się upadające cywilizacje zachodnie. Chociaż trwał tylko dwie dekady lat międzywojennych, stał się główną inspiracją dla powstania nowego, płodnego w sztuce nowoczesnej nurtu surrealizmu

Autorką przedstawienia jest kanadyjska pisarka i historyk sztuki, o dalekich, maszewskich korzeniach, pani Angie Littlefield, której zawdzięczam większość informacji i dokumentów zawartych w tym artykule. Treścią monologu były ostatnie tygodnie życia Angeliki, która zmarła na gruźlicę w Kolonii w 1923 roku. Miasto to, w którym urodziła się i tworzyła Angelika Hoerle, stało się po I wojnie światowej jednym z europejskich centrów dadaizmu, w którym w następnych latach liderem stał się Max Ernst, rówieśnik Angeliki. W mieszkaniu Angeliki i jej męża mieściło się wydawnictwo Schloemilch, które wydało serię prac Maxa Ernsta „Fiat modes – pereat ars”. Oto trzy grafiki Angeliki Hoerle, będące w 2009 roku częścią wystawy w galerii sztuki w Toronto, zatytułowanej „Angelika Hoerle – kometa kolońskiego dadaizmu”. Noszą one kolejno tytuły: „Kobieta na koniu” (rysunek), „Jeszcze żyję” (akwarela), „Jeszcze żyję” (linoryt).

 
Galeria  w Toronto jest depozytariuszem zawierającej ponad 200 dzieł sztuki Kolekcji Fick-Eggert, jakie zachowały się po wojnie, w tym autorstwa Angeliki Hoerle, jej męża Heinricha Hoerle i jej brata Willy’ego Ficka. Wszyscy ci artyści, a także  m.in. Anton Räderscheidt i jego żona Marta Hegemann, należeli do grupy zwanej „stupid” („głupi”), po śmierci Angeliki zwanej “Gruppe Progressiver Künstler”, z którą związany był m.in. także polski malarz i poeta Stanisław Kubicki z żoną Małgorzatą. W szerokim nurcie modernizmu, w którym tworzyła Angelika Hoerle, należała także twórczość malarki ekspresjonistycznej Martel Schwichtenberg, o której wspominam w artykule "Pomeranos - spadkobiercy kultury pomorskiej". 

Na marginesie, w obrębie modernizmu działali artyści, pretensjonalnie nazywający siebie awangardą, tworzący wynaturzone "dzieła", nie mające nic wspólnego z naturalnym pięknem (pięknem dzieła lub pięknem jego przesłania), których jedynym celem była prowokacja i prowadzenie artyzmu na manowce. 

Oto taki okaz, z wymyślonego gatunku ready made, czyli "przedmiotu stanowiącego dzieło sztuki ..., który został utworzony z przedmiotu codziennego użytku" (za Wikipedią). Jest to po prostu pisuar. Na pomysł, aby go wstawić do galerii sztuki, wpadł Marcel Duchamp, którego jedynym "wkładem artystycznym" (w tym przypadku, niezależnie od innej jego twórczości) było nazwanie go Fontanną. I od tamtego okresu tego rodzaju oszukańcza, antykulturowa produkcja zawładneła "sztuką nowoczesną", w zasadniczej części robiąca wodę z mózgu "koneserom sztuki", tym zawodowym i tym amatorom - snobom. To serwowane masom oszustwo potwierdził awangardowy fotograf Alfred Stieglitz, deklarując: "Termin PRAWDA wkradł się [do sztuki], ale każdy może go wyrzucić" (The term TRUTH did creep in but it may be kicked out by any one), vide: Dorothy Norman (1973). Alfred Stieglitz: An American Seer. NY: Random House, ss. 142, 225. 

Jak odklejona od rzeczywistości, życia i sztuki była i jest awangarda w sztuce, niech zaświadczy poniższy cytat z recenzji innego dzieła, którym jest inna fotografia ... powyższego pisuaru, wykonana przez Alfreda Stieglitza. Oto zachwyt nad tym zdjęciem (pomijamy je tutaj), jaki w Materiałach LV ogólnopolskiej sesji naukowej Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Warszawa, 17-18 listopada 2006, opublikowała specjalistka, wyjaśniająca nam "wartość" tego dzieła, prof. Maria Poprzęcka:

"Przedmiotem estetyzująco-asocjacyjnych zabiegow była też w swych początkach Fontanna. Wysmakowana fotografia Alfreda Stieglitza, reprodukowana w „The Blind Man”, ukazująca urynał, ... z podkreślającym jego kształt cieniem, kładącym się miękko we wnętrzu porcelanowego basenu, wywoływała antropomorfizujące i sakralizujące skojarzenia".

No tak, "wysmakowana fotografia urynału". Jeżeli takich mamy profesorów od sztuki, jak profesorów od klimatu, profesorów od pandemii i ekonomii, to czekają nas wszystkich ciężkie czasy.

Znaczącą część dzieł Angeliki Hoerle uratowała przypadkiem Angie Littlefield, kiedy w 1967 roku odwiedziła swojego wujka Willy’ego Ficka w Kolonii i tam odkryła je w ogródkowej szopie pod zwałami rupieci. Willy Fick ukrył je tam w czasach wojennych i sam przerwał twórczość, obawiając się represji ze strony państwa. W tamtych czasach wielu ekscentrycznych artystów uznanych zostało w Niemczech jako zdegenerowanych. Oto wybrane trzy grafiki Willy'ego Ficka, zatytułowane kolejno: „Bokser”, „Drzewo z balonami”, „Mówca”.


Talenty  artystyczne Angeliki i Willy’ego zrodziły się w rodzinie stolarza i mieszczanki. Ojcem ich był Richard August Michael Fick, urodzony 7.02.1861 roku w Maszewie. Richard, który sam utracił ojca jako 10-letni chłopak, w 1878 roku zaczął w Sokolnikach przyuczać się do zawodu stolarza.  Przez kolejne sześć lat terminował m.in. w Maszewie, w Szczecinie, w Dibbersen pod Hamburgiem, w Poczdamie, aby w maju 1884 uzyskać dyplom mistrza. Dzięki uprzejmości pani Angie Littlefield, załączam poniżej kopię opinii wystawionej przez warsztat w Poczdamie z okresu terminowania w nim przez Richarda (1881-1883).


W tym czasie jego matka, Maria Amalia Fick, urodzona w Löcknitz koło Szczecina 26 marca 1837, wyemigrowała już z Maszewa do Rich Hill, Missouri w USA. Tam ponownie wyszła za mąż i przyjęła nazwisko Marie Emelie Rentzman. Zmarła tam 12 marca 1923 roku, w tym samym roku, jak pół roku później, jej wnuczka Angelika Hoerle w Kolonii. Oto jej tablica nagrobna na cmentarzu w Rich Hill.


Siostra Richarda, Wilhelmine Amalie Ulrike (ur. 7.01.1866), wyszła w Maszewie za mąż, a jego brat Wilhelm Ferdinand Albert (ur. 17.09.1862) wyjechał w poszukiwaniu lepszego życia do nadreńskiej Kolonii.  W Maszewie dorastała jego najmłodsza siostra Emilie Auguste Marie (ur. 9.04.1868). Richard postanowił dołączyć do brata Wilhelma w Kolonii, gdzie perspektywy życiowe rysowały się bardziej obiecująco, niż w Maszewie. 

W Kolonii Richard szybko znalazł pracę, a 9.02.1889 roku ożenił się z Anną Marią Kraft, córką wysokiego funkcjonariusza na kolei. Na ślub przybyli z Maszewa wujek Richarda, August Wilhelm Levin, a także jego siostra Wilhelmine.  Z małżeństwa Richarda i Anny Ficków zrodziło się czworo dzieci: Maria Amalie (1890-1939), prababka Angie Littlefield, Richard junior (1891-1932), Wilhelm Peter Hubert (1893-1967), czyli Willy i Angelika Margaretha (1899-1923). 

Oto rodzinna fotografia trzech z tych rodzeństwa, już w dojrzałym wieku, wykonana pod koniec lat 1920-tych, w studio fotograficznym August Kaegbein w Stargardzie. Od lewej Richard junior, Maria Amalie, po mężu Moerke oraz Wilhelm, który w Ameryce przyjął nazwisko Wiek lub Wick. Atelier tego fotografa i wydawcy widokówek mieściło się przy Rynku Staromiejskim 6 (Markt 6).


Angelika poznała swojego przyszłego męża, Heinricha Hoerle, w 1917 roku. Tak jak ona, o dużej wrażliwości artystycznej, był on jednak zdaniem ojca Richarda i rodzeństwa Angeliki, lekkoduchem, nie zasługującym na jej względy.  Ślub odbył się latem 1919 roku, wbrew rodzinie Angeliki.  Kiedy w połowie 1922 roku Angelika zachorowała na gruźlicę, mąż ją opuścił. Do końca jej krótkiego życia opiekował się nią brat Willy, rodzice oraz najbliżsi przyjaciele, Anton Räderscheidt i jego żona Marta Hegemann. Angelika zmarła 9 września 1923 roku, w obecności swojego brata Willy’ego. Oto zdjęcie Angeliki, Willy'ego i ich ojca Richarda z około 1917 roku. Proszę zwrócić uwagę, jak w tamtych czasach panowie przywiązywali wagę do swojego stroju (samo słowo "strój" w odniesieniu do ubioru męskiego brzmi już dzisiaj, a szkoda, cokolwiek staroświecko).


Tak oto dobiegliśmy niemal do końca tej krótkiej rodzinnej sagi, która początek swój miała w Maszewie, a może w Sokolnikach. Wróćmy ponownie do maszewskiej rodziny Ficków. Mówiliśmy wyżej o rodzeństwie i dzieciach Richarda Ficka. 

Sięgnijmy jeszcze do jego przodków. Ojcem jego był Wilhelm Carl August Fick (1833-1871), który zajmował się w Maszewie handlem bydłem. Ożenił się on w 1859 roku z Maria Amalie Levin, córką stargardzkiego mieszczanina, Friedricha Wilhelma Levina (1788-1872).

Levinowie mieli żydowskie pochodzenie, ale jak wielu Żydów w tamtych czasach, kiedy rodził się już nacjonalizm niemiecki, przyjmowało wyznanie chrześcijańskie. Ślub więc miał miejsce w maszewskim kościele 29 grudnia 1859. Nie znamy powodu, dlaczego Maria Amalia - matka Richarda, Wilhelminy, Wilhelma i Emilii, w latach 1880-tych rozstała się z mężem i dziećmi i wyemigrowała do USA. Być może powróciła w USA do wiary jej żydowskich przodków. Oto jej zdjęcie, wykonane już u schyłku życia. 

W ślady za Marią Amalie poszedł jej brat August Wilhelm Levin, który ożenił się z maszewianką Wilhelminą Friederiką Haese, z która miał później czworo dzieci. Kiedy umarł Richardowi ojciec (w tym samym roku co dziadek), a matka pozostawiła czwórkę młodych dzieci i wyjechała do Ameryki, rodzina jej brata Augusta Levina stała się dla nich faktycznym domem rodzinnym.  

Rodzicami Wilhelma Ficka, czyli dziadkami Richarda, był Michael Fick (1801 -1871) oraz Marie Luise Charlotte Haese z Maszewa, której daty życia nie są mi znane. Michael Fick urodził się w Sokolnikach (Falkenberg), a ożenił się w 1827 roku w Maszewie z panną Haese, której rodzina prowadziła miejscowy hotel. W Sokolnikach na roli pozostał jego brat, Christian Friedrich Fick (1810-1881). W ten oto sposób jeden z synów Michaela Ficka, a wujek Richarda, przejął interes hotelowy, który Fickowie prowadzili aż do II wojny światowej. Ich ostatnim hotelem, a właściwie zajazdem, był „Gasthaus zum Bahnhof” przy Gollnowerstrasse (Jedności Narodowej) 22, który prezentowany jest na poniższej kartce pocztowej z 1915 roku (źródło: ebay.de, oferujący do sprzedaży: turbooma48).


Fickowie byli więc starym rodem na ziemi maszewskiej, zamieszkującym Sokolniki, Maszewo, a także inne miejscowości na Pomorzu. Chociaż nazwisko Fick jest dzisiaj stosunkowo rozpowszechnione w Niemczech, językoznawcy nie podają źródeł jego niemieckiego pochodzenia. Niektórzy wskazują, że jest to zniemczona forma od słowa wiek, pisanego także w średniowieczu jako wieck, wik, wyk, vick. Słowo to ma bardzo stare pochodzenie, używane już przed ponad 5 tysiącami lat w języku proto-indo-europejskim jako weik, na oznaczenie miejsca ludzkiego zasiedlenia: osady, wioski. O tak zwanych domach wikowych wspomniałem w artykule "Szpital i kaplica św. Jerzego".

W tych odległych czasach, kiedy ludy prowadziły koczowniczy tryb życia, słowo oznaczające miejsce domostwa, osady było niemal tak ważne, jak określające członków rodziny, czy stany przyrody. To te grupy słów przetrwały w podobnym brzmieniu do dziś (czy to w języku sanskryt, angielskim, niemieckim, czy polskim itd.), przeniesione z rozpadającego się przez następne tysiące lat tego wspólnego pierwotnego języka na grupy językowe i poszczególne języki.  W jednym z najstarszych dialektów tego prastarego języka, w tzw. PII, używanym w południowej Azji, było to słowo vic, w języku awestyjskim (stary perski sprzed 4 tysięcy lat) vis, w języku sanskryt (język z Indii sprzed 3,5 tysiąca lat) vish, w łacińskim języku Rzymian vicus (jako tymczasowa osada), przez Wikingów jako vik, oznaczające spokojną zatokę, przystań. 

Interesującym jest, że Indianie z terenów wokół ujścia rzeki Sw. Wawrzyńca (Mikmakowie, zwani przez Wikingów Skrælings), na określenie domu używali  słowa wikwam (zangielszczone przez białych na wigwam), co dosłownie oznaczało "ich dom". Kogo ich? Czyżby słowo wik zapożyczyli od Wikingów, którzy w X-XII wieku zamieszkiwali pobliską Nową Fundlandię i Labrador, jakkolwiek ich "kopiaste" półziemianki nie były wigwami?  Jeszcze poza tematem tego artykułu: zrekonstruowana pierwsza osada Wikingów w Kanadzie, w Anse aux Meadows (źródło: Wikipedia).


We wczesnym średniowieczu Flamandowie słowem wyk, wijk określali część miasta, dzielnicę, a Saksonowie miejsca handlowe (historyczne nazwy Brunswik, Schleswik, Bardowik). Osiedlający tereny Słowian zachodnich Niemcy, przynoszący ze sobą język pisany, używali w dokumentach wyrazów wiek, wieck, wik, wyk – dla określenia osady słowiańskiej, w odróżnieniu od zakładanego w jej pobliżu przez siebie   miasta. W ciągu średniowiecza nazwa rozszerzyła się w języku niemieckim  na określenie przedmieścia. Chociaż słowo z czasem straciło słowiańską konotację, to na terenie Pomorza faktycznie nadal dotyczyło miejsc, w których skupiała się ludność pochodzenia słowiańskiego. U Słowian zachodnich słowo wiek z upływem wieków przeobraziło się w języku łużyckim w witz, a w polskim w wice lub wicz, jako typowe zakończenie nazwy wielu miejscowości.

Czy więc przekształcone (jak się wydaje) z wiek, wik, vick, nazwisko „Fick” mogło oznaczać kogoś, kto mieszkał w słowiańskiej osadzie? Jedno jest pewne, że nie tylko w Maszewie, ale i w Sokolnikach historycy potwierdzili lokalizację wczesnosłowiańskiego grodu, którego resztki do dziś zostały całkowicie zaorane. Interesującym jest także fakt, że Wilhelm, brat Richarda Ficka, który pierwszy wyjechał z Maszewa do Kolonii, a po ślubie Richarda wyemigrował do USA, zmienił tam nazwisko na mniej niemieckie i całkiem nieamerykańskie, Wiek.

Jeszcze słowo wyjaśniające tytuł artykułu i tytuł spektaklu napisanego i reżyserowanego przez Angie Littlefield. W przedstawieniu tym, będąca na łożu śmierci Angelika mówi do będącego przy niej brata Willy’ego: „Kochany bracie, ... jeżeli jest we wszechświecie jakakolwiek szczelina, obiecuję ci Willy, przecisnę się przez nią, ... będę żyła”. Angelika odżyła 44 lata po śmierci, kiedy jej dzieła artystyczne odkryła Angie Littlefield, córka siostrzeńca Angeliki.

3 komentarze:

  1. Serdecznie witam.Bardzo czekam na każdy następny artykuł o moim rodzinnym ukochanym mieście i okolicach. Urodziłam się w Maszewie w domu szachulcowym zbudowanym przez p. J.F.Kahn w 1825 roku ,znajdującym się tuż za murami miasta.Posiadamy oryginalną tablice fundatora domu,pięknie rzeżbione skrzydło drzwi wejściowych i zachowane oryginalne kamienne schody do domu.Zresztą cały dom z niewielkimi przeróbkami wygląda tak jak go zbudowano,jest od czasów powojennych zamieszkały przez jedną rodzinę.Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne ciekawe wydarzenia dotyczące historii miasta i ludzi związanych z tymi miejscami.Teresa Krukowska.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za bardzo ciekawe informacje. Gratuluję takiego domu rodzinnego i pamiątek! Może trafią do Muzeum Regionalnego w Maszewie, o idei którego słyszałem kiedyś blisko Ratusza, które mogłoby powstać w Baszcie Francuskiej? Będę kontynuował blog dla takich czytelników jak Pani.
    Serdecznie pozdrawiam
    massovia@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto wspomnieć miejscowość Viken w Skanii, położoną nad Oresundem

    OdpowiedzUsuń