Drogi Czytelniku, oferuję Ci zbiór podróży w czasie po pomorskiej ziemi. W wojażach tych próbuję odtworzyć zmieniające się w czasie panoramy lub zgoła małe zakątki regionu, nie stroniąc od ukazywania szerszego kontekstu opisywanej historii. Czas i przestrzeń to tylko wymiary naszych peregrynacji, zaś ich celem są ludzie, którzy przed nami żyli w swoich lokalnych pomorskich ojczyznach.

Przez ich ziemie, przyrodę i pozostawioną kulturę materialną wiodą drogi naszych wędrówek tutaj oraz na blogu: "Pradzieje Pomorza
". Bon voyage!

wtorek, 20 września 2011

Ewald Jürgen von Kleist - największy fizyk w historii Pomorza


Zgodnie z zamiarem sygnalizowanym w poprzednim artykule chciałbym dzisiaj przedstawić początki maszewskiej energetyki, która narodziła się w 1906 roku, czyli w 160 lat po dokonaniu największego w tamtych czasach na świecie odkrycia w dziedzinie fizyki, dokonanego w Kamieniu Pomorskim w 1745 roku przez Ewalda Jürgena (Georga) von Kleista, administratora kościoła ewangelickiego na Pomorzu. Odkrycie to (chociaż kontrowersje budzi jego autorstwo, o czym niżej), bez żadnej przesady oceniane jest przez naukowców jako epokowe i przełomowe, które otworzyło drogę dla rozwoju dalszych badań nad elektrycznością i opanowania przez człowieka produkcji i zastosowania energii elektrycznej. Niech tablica pamiątkowa ku pamięci pomorskiego wynalazcy otworzy nasz temat.


Benjamin Franklin (1706-1790), nie wiedząc kto faktycznie dokonał tego odkrycia, w swych badaniach w dziedzinie elektrostatyki bezpośrednio wykorzystał wynalazek von Kleista, który nazwał "wspaniałą butelką Musschenbroek'a". Z uwagi na godny pożałowania fakt, że wysokie miejsce von Kleista w Panteonie nauki światowej nie jest niestety zbytnio zauważane ani na Pomorzu, ani w Polsce, pozwolę sobie w drodze wyjątku poświęcić ten artykuł bardziej odkrywcy z Kamienia, bez którego prąd elektryczny dotarłby nie tylko do Maszewa, ale i do każdego zakątka świata później niż to miało miejsce.

Zacznijmy od tego, że starożytni Grecy byli pierwszymi, którzy poznali zjawisko dziś określane jako tzw. elektryczność statyczna. Tales z Miletu odkrył około 600 lat p.n.e., że pocierany o wełnę bursztyn przyciąga jej włókna lub ptasie pióra. Z języka starogreckiego wywodzi się słowo "elektryczność", w którym elektron oznaczał bursztyn. Minęły jednak dalsze 23 wieki, aby został zrobiony pierwszy krok, w którym człowiek skonstruował urządzenie do wytwarzania i gromadzenia ładunków elektrycznych.

Otto von Guericke (1602-1686), saksoński naukowiec, odkrywca i polityk, znany głównie z odkrycia pompy próżniowej, w 1663 roku skonstruował także urządzenie pozwalające, w trakcie pocierania się dwóch tarcz na obracanym kole, na wytwarzanie energii elektrostatycznej, rozładowywanej przez powstające na końcach dwóch biegunów iskrzenie. Wynaleziony generator elektrostatyczny został skutecznie wykorzystany dopiero w kolejnym wieku przez  Ewalda von Kleista, jakkolwiek przed nim używał tego urządzenia do różnych prób Jean Antoine Nollet (1700-1770), o którym niżej, co przedstawia poniższa reprodukcja.

 
Ewald von Kleist odkrył tzw. kondensator elektryczny, to jest urządzenie które w odróżnieniu od generatora nie produkowało, ale gromadziło, kumulowało energię elektryczną. W trakcie swoich badań zauważył on, że energia elektryczna może być gromadzona, jeżeli generator elektrostatyczny zostanie podłączony do miedzianego prętu włożonego do trzymanej w ręku butelki z płynem (była to prawdopodobnie rtęć, woda lub alkohol). Ręka badacza i płyn w butelce działały jako przewodniki, zaś butelka jako izolator. Trzymając butelkę w jednej ręce, a drugą obracając koło generatora, jego ciało działało jako uziemienie, natomiast pręt w butelce jako biegun dodatni. Po przerwaniu pracy generatora i odłączenia od niego butelki dotknięcie drugą ręką przewodu w butelce było bolesne, wskazujące więc że zgromadziły się w niej ładunki elektryczne.

Energia "zatrzymana" przez von Kleista, jak się wkrótce okazać miało, pozwoliła utrzymać w ciągłości badania nad jej właściwościami i uruchomiła serię wielkich odkryć w dziedzinie elektryczności. Wynalazek ten stał się iskrą inspirującą naukowców w Europie i w Ameryce, którzy od tego momentu lawinowo odkrywali kolejne właściwości elektryczności oraz budowali coraz to bardziej wyrafinowane urządzenia do jej produkcji i wykorzystania. Fragment eksperymentu pomorskiego badacza wyglądał zapewne jak przedstawiają  współczesne jemu źródła:

Ewald von Kleist (1700-1748), urodzony w Wicewie (Vietzow, Wutzow) koło Białogardu, a zmarły w Koszalinie, pochodził ze starej pomorskiej rodziny szlacheckiej o  rodowodzie słowiańskim. Pierwsza zachowane w dokumentach wzmianki o tym rodzie pochodzą z lat 1240-1269, dotyczące Conrada Clesta (być może w języku pomorskim było to nazwisko Kleszcz), który służył jako marszałek dworu u księcia Barnima I. W dniu 16 września 1259 Conrad Clest był m.in. świadkiem w wydanym przez księcia Barnima I dokumencie, określającym granice Ziemi Maszewskiej.

Ewald Jürgen von Kleist pracował nad swoim epokowym odkryciem, kiedy był dziekanem katedry kamieńskiej w latach 1722-1747. Wcześniej stanowisko dziekana tej katedry pełniło kilku jego przodków: Przybysław (Pribislav) von Kleist w latach 1535-1539 (w latach 1515-1531 był tam kantorem), Jakob von Kleist 1579-1585 (w latach 1574-1576 zastępcą biskupa, łac. vicedominus), Wilhelm bon Kleist 1629-1636 i Ewald von Kleist 1653-1663, a Matthias von Kleist był tam kustoszem w latach 1636-1637.

Młody Ewald do 15-tego roku życia pobierał nauki prywatne w domu, co było wówczas typowe w rodzinach szlacheckich. W 1715 roku podjął naukę w gimnazjum im. Księżnej Jadwigi (Fürstin-Hedwig Schule) w Szczecinku, ufundowanym przez swoją patronkę w 1640 roku. Była to czwarta najstarsza na Pomorzu świecka szkoła średnia, po gimnazjum w  Szczecinie (Marienstiftsgymnasium) z 1544, w Stralsundzie z 1560 i w Stargardzie (Collegium Groeningianum) z 1631 roku). Poniżej zdjęcie budynku tej ostatniej szkoły z początku XX wieku (ze zbiorów Książnicy Pomorskiej). W latach 1719-1727 rektorem stargardzkiego gimnazjum był Johann Christian Schöttgen (1687-1751), jeden z najwybitniejszych historyków Pomorza. 


Najstarsze w Polsce świeckie gimnazja powstały w Pińczowie w 1550 roku i Krakowie (Kolegium Nowodworskie) z 1586 roku. Najstarsze w Polsce ślady szkoły kościelnej (przy dawnej kolegiacie), założonej w 1180 roku odkryto w Płocku. W XIII wieku było w Polsce już około 30 szkół przy kapitułach katedralnych i kolegiackich, a także parafialne w większych miastach, kształcące głównie księży na potrzeby rozwijających się parafii. Najstarsza szkoła przykościelna w Europie powstała w 597 roku w Canterbury, Anglia. 

Od roku 1718 Ewald von Kleist kontynuował naukę w gimnazjum akademickim w Gdańsku (Athenaei Gedanensis, założonym w 1558 roku). W 1721 roku podjął studia prawnicze na najstarszym w Holandii (i do dzisiaj o wysokiej reputacji światowej) Uniwersytecie w Lejdzie (Leiden).  Po studiach objął stanowisko dziekana katedry kamieńskiej, które po reformacji kościoła było funkcją świecką, administracyjną. Jemu podlegała m.in. szkoła przykatedralna. Mieszkał w dworku uwidocznionym na poniższej kopii ryciny, zaczerpniętej z interesującego artykułu Mariana Klasika "Butelka Kleista - pomost pomiędzy starymi i nowymi czasy", Koszalin7.pl:


O dokonanym w dniu 11.10.1745 roku odkryciu Ewald von Kleist poinformował listem z dnia 4.11.1745 Dr. Johanna Lieberkühna, członka Berlińskiej Akademii Nauk i sekretarza sekcji fizyki tej akademii, a następnie dnia 28-go tego samego miesiąca swojego kolegę z czasów gimnazjum w Gdańsku Pawła Świetlickiego (1699-1756), który pełnił wówczas obowiązki diakona w kościele św. Jana oraz członka Towarzystwa Przyrodniczego w Gdańsku. Studiował on m.in. w Rostocku, gdzie w 1720 roku opublikował (jako współautor) dysertację historyczno-filologiczną "De locis & temporibus precum in ecclesia patriarchali", a po latach spędzonych na innych uniwersytetach (w Niemczech, Anglii, Holandii, Francji i Anglii), na dworach w Soissons i w Londynie, osiadł ponownie w Gdańsku, gdzie wykładał język polski w tamtejszym gimnazjum. 

Na początku grudnia 1745 Ewald von Kleist poinformował listownie także innego członka Berlińskiej Akademii Nauk, prof. Johanna Krügera z Halle, znanego wówczas w Niemczech promotora eksperymentów naukowych. J. Krüger wspomniał o eksperymencie von Kleista w swoim dziele "Historia Ziemi w najstarszych czasach" (Geschichte der Erde in den allerältesten Zeiten), Halle 1746.


Paweł Świetlicki zainteresował wynalazkiem gdańszczanina, Daniela Gralatha (1708-1767), również członka Towarzystwa Przyrodniczego i późniejszego burmistrza Gdańska. Ten wszedł w kontakt z Ewaldem von Kleistem i rozpoczął podobne eksperymenty. Jego badania zakończyły się sukcesem w dniu 5 marca 1746, które zawarł w większym opracowaniu, zatytułowanym "Historia elektryczności" (Geschichte der Electricität), na łamach publikacji "Próby naukowe i ich opisanie przez Towarzystwo Przyrodnicze w Gdańsku" (Versuche und Abhandlungen der naturforschenden Gesellschaft in Danzig), Gdańsk 1747.

Naukowcy z Berlina i Halle odpowiedzieli po kilku miesiącach, że nie udało im się powtórzyć opisanego eksperymentu. Jedynie D. Gralath z Gdańska dokonał tego z sukcesem. Badania przeprowadził w siedzibie Towarzystwa, w Zielonej Bramie. Oto grafika Aegidiusa Dickmanna przedstawiająca Bramę Zieloną nad Motławą z 1617 roku (źródło: Gedanopedia).


I tutaj zaczyna się pasmo nieporozumień i przekłamań w świecie naukowym, które trwają do dzisiaj. Pod koniec stycznia 1746 roku, a więc ponad dwa miesiące po odkryciu dokonanym przez Ewalda von Kleista,  Pieter van Musschenbroek (1692-1761), profesor na Uniwersytecie w Leiden, informuje (nie zachowały się te listy ani ich dokładne daty) francuskich badaczy René de Réaumur'a  i Jean Antoine Nollet'a o dokonanym przez siebie odkryciu podobnego urządzenia, jakie wcześniej zbudował Ewald von Kleist, jednakże bez wspominania, że ktokolwiek inny w tym odkryciu uczestniczył. 

Informacja błyskawicznie rozeszła się w kręgach naukowych Paryża i Londynu. Jean Nollet nazwał butelkę Kleista jako "butelka z Leiden", a ówczesny świat naukowy uznał holenderskiego naukowca jako odkrywcę. Ten prototypowy kondensator w formie butelki był w następnych latach ulepszany przez P. van Musschenbroeka i B. Franklina, a jego schemat przedstawiony jest poniżej.


Dzisiaj pewna część naukowców uznaje von Kleista za pierwotnego autora tego odkrycia, jednak większość uważa że był nim van Musschenbroek, albo że obydwaj badacze doszli do odkrycia równolegle i niezależnie. 

Dokładne przestudiowanie chronologii współczesnych tym wydarzeniom publikacji wskazuje jednoznacznie, że Ewald von Kleist był właściwym odkrywcą, a badacz holenderski zrobił to później, bez pewności czy nie oparł się on już na wynalazku von Kleista. Z uwagi, że szczegóły odkrycia von Kleista znano już przed odkryciem  an Musschenbroeka w Gdańsku, Berlinie i w Halle, nie byłoby czymś nadzwyczajnym, gdyby wieści te dotarły także do Leiden - zwłaszcza że nazwisko von Kleista było już tam znane z okresu studiów (prawniczych), a wspomniany wyżej Johann Lieberkühn, który pierwszy dowiedział się od Ewalda von Kleista o szczegółach jego odkrycia, doktorat swój zrobił także na Uniwersytecie w Leiden. 

Trudno więc w tych okolicznościach uznać, że wynalazek kondensatora przez dwóch naukowców nastąpił "równolegle" - skoro dzieliła ich różnica ponad trzech miesięcy. Jeszcze trudniej zgodzić się z przyjętym bez żadnych przesłanek stwierdzeniem, że odkrycie van Musschenbroeka było "niezależne" od von Kleista, skoro przez trzy miesiące poprzedzające zgłoszenie wynalazku przez tego badacza, szczegóły odkrycia von Kleista krążyły po środowiskach naukowych Europy. Tylko z powodu nie ogłoszenia wynalazku von Kleista przez akademię pruską, a ogłoszenia nie zweryfikowanej jeszcze wówczas deklaracji van Musschenbroeka i "od ręki" ogłoszonej przez akademię francuską i angielską, świat naukowy przyjmuje dzisiaj do wiadomości nie potwierdzony fakt, ale zaledwie hipotezę o "równoległym i niezależnym" wynalazku przez obydwu badaczy. Zagadkowe jest, że o ile znane są konkretne daty korespondencji von Kleista dotyczące jego wynalazku, to nic nie wiadomo o szczegółach korespondencji badacza holenderskiego, informującej o jego odkryciu. Nie jest to niestety odosobniony przykład manipulacji faktami przez środowiska naukowe. Oto rycina uniwersytetu z końca XVI wieku.

 
Jest bardzo charakterystyczne, że Berlińska Akademia Nauk, będąca pod opieką króla Prus Fryderyka II Wielkiego, po nieudanej próbie powtórzenia eksperymentu von Kleista wolała nie narażać swojej reputacji i nie ogłosiła w Europie owoców pracy prowincjonalnego dla nich naukowca z Pomorza tak szybko, jak to zrobiły akademie królewskie w Paryżu i Londynie wobec van Musschenbroeka, nie czekając na weryfikację jego odkrycia. 

Zapomniany Ewald Georg von Kleist (nieoficjalnym imieniem Jürgen nazywała go matka) objął w 1747 roku stanowisko prezesa sądu nadwornego (sąd wyższej instancji, tak zwany Hofgericht) w Koszalinie, a w następnym (11 grudnia) roku zmarł. Po jego grobie nie pozostał żaden ślad. Oto pochodząca zapewne z początków jego powołania w 1720 roku pieczęć tego sądu, (źródło: Książnica Pomorska, Szczecin).

W 1898 roku, w 150-tą rocznicę jego śmierci, Ewald von Massow (ur. 1869 w Białogardzie, zm. 1942 w Berlinie), starosta powiatowy w Kamieniu, wmurowuje w ścianie domu Ewalda von Kleista przy Placu Katedralnym tablicę pamiątkową z następującą dedykacją (źródło: Marian Klasik, portal: ikamien.pl):

"Ku światłej pamięci Dziekana Katedry, Prezydenta Sądu Królewskiego Ewalda Jürgena von Kleista, ur. 10 czerwca 1700, zm. 10 grudnia 1748, który mieszkał 25 lat w tym domu (dawna kuria dziekańska) i w październiku 1745 roku wynalazł butelkę wzmacniającą prąd elektryczny (butelkę Kleista). Ufundowano w Kamieniu 10 grudnia 1898 roku przez wdzięcznych mieszkańców miasta".

W tymże 1898 roku starosta Ewald von Massow, działając w imieniu skarbu państwa, wykupił od parafii dom Ewalda von Kleista, który odtąd służył jako mieszkanie dla kolejnych burmistrzów miasta. Oto pocztówka z domem Kleista z tamtych czasów. 


To nie koniec pecha największego pomorskiego fizyka. Po 1945 roku usunięto tablicę pamiątkową z 1898 roku i jej dalsze losy pozostały niewiadome. Jeszcze na przełomie lat 1970/80-tych w archiwum muzeum katedralnego w Kamieniu znajdowała się oryginalna butelka Kleista i inne, wykonane przez naukowca elementy urządzenia. Do 1945 roku stanowiły one część ekspozycji udostępnionej publiczności. Oto fragment ekspozycji muzealnej Katedry Kamieńskiej sprzed II wojny światowej (źródło: "Baltische Studien", 1938).


Dzisiaj po nich już śladu nie ma i nikt nie wie, co się z tymi cennymi zabytkami stało. Były opinie, że jako przedmioty niesakralne zostały uznane za zbędne i zniszczone lub wyrzucone z katedry. Jednak nie wyrzucone na śmietnik, jak niektórzy sądzili, ale zabrane do Szczecina przez osobę mającą z pewnością świadomość o wysokiej wartości tego zabytku. Prowadzone przez szczecińską policję dochodzenie ustaliło, że został zabrany z Kamienia przez jednego z księży do plebanii św. Jakuba w Szczecinie, gdzie ostatecznie "zaginął" w 2008 roku.

Uderzające jest, że policja nie dysponuje ze strony polskich muzeów, administracji państwowej odpowiedzialnej za ochronę zabytków, ani z instytucji naukowych żadnym zdjęciem zabytku, które byłoby w wykonane w Polsce po 1945 roku. Mówi to dużo o naszym dość lekceważącym podejściu do zabytków kultury materialnej. Wystarczy zauważyć, że w odróżnieniu od języków zachodnio-europejskich, w języku polskim słowo "zabytek" ma mniej konotacji pozytywnych (pamiątka, pomnik, antyk, dobro kultury, relikwia), niż negatywnych, o czym świadczą jego liczne, bliższe lub dalsze synonimy: barachło, antyk, staroć, starocie, grat, rupieć, próchno, klamot, klekot, lichota, lipa, marnota, fajans, śmieć, rzęch, złom, wrak, gruchot, szmelc, dezel, obdrapaniec, przeżytek, relikt, skansen, pozostałość, ruina, starzyzna, szpargał, trup, anachronizm, staroświecczyzna. 

Dla porównania popatrzmy, z czym Anglikom kojarzy się słowo "zabytek" (monument), według słownika synonimów Thesaurus: kamień nagrobny (footstone, gravestone, headstone, ledger, tombstone),  płyta pamiątkowa (marker, slab, tribute), arcydzieło (masterpiece), mauzoleum (mausoleum), kolumna (pillar, column), relikwiarz (shrine), posąg (statue), stela (stele), głaz (stone), tablica pamiątkowa (tablet), grób (tomb), kurhan (cairn), grobowiec symboliczny (cenotaph), uczczenie pamięci (commemoration), budowla (erection, pile), pamiątka (memento, reminder), wielki kamienny pomnik (monolith), obelisk (obelisk), upamiętnienie (record), znak, dowód pamięci (token), wieża, baszta (tower), dowód, świadectwo, świadek (witness), wielkie dzieło (magnum opus). 

Czy ta tak diametralnie różna percepcja znaczenia słowa "zabytek", a zatem i wynikającego z niej stosunku do zabytków wśród Polaków i Anglików, nie wskazuje na jedną z przyczyn relatywnie ubogiego dorobku naszej kultury materialnej, jaki odziedziczyliśmy po przodkach, w zestawieniu nie tylko z Anglią, ale i nawet z Czechami czy Węgrami?

Zachowała się jednakże jedna z kilku archiwalnych, przedwojennych fotografii części aparatury, zwanej łącznie jako butelka Kleista z 1745 roku, najstarszego na świecie kondensatora (źródło: AKG Bildarchiv, Berlin).


Niemal w 250-tą rocznicę jego śmierci aktualni gospodarze miasta przekazali zrujnowany po wojnie dworek miejscowej parafii, mimo że obiekt od ponad wieku był legalną własnością świecką państwa. Przed domkiem postawiono kamienny obelisk, w którym włodarze miasta jak na ironię podkreślają, że odkrycie Ewalda von Kleista było pierwsze na świecie, a jednocześnie pozbawiają się obiektu, w którym tego odkrycia dokonano. Dziś ten niszczejący i nieodnawiany dworek wygląda następująco (źródło: krodo.pl).

 
Dalszą dewastację spowolniłoby założenie przynajmniej rynien. Niestety, pieniędzy starczyło tylko na wygładzenie i poświęcenie kamienia, postawionego przed tym zabytkiem, jakoby szczególnie ważnym dla dziedzictwa kulturowego Polski, bowiem wpisanego jako część kompleksu katedralnego na listę obiektów uznanych przez Prezydenta RP za "pomniki historii", jeżeli cokolwiek miałoby to znaczyć.

Jako rodowity Maszewianin nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednym grzechu popełnionym w parafii św. Jana Chrzciciela w Kamieniu Pomorskim, której podlega katedra, jakim jest dwukrotne pogwałcenie siódmego przykazania Dekalogu. Chodzi o przejęcie w posiadanie przez tą parafię "prawem kaduka" dwóch maszewskich XVII-wiecznych, zabytkowych obrazów - obydwa przedstawiające różne sceny "Modlitwy w Ogrójcu" (niem. "Christ im Garten Gethsemane"), a następnie ich "zagubienie". Obrazy te wpisane zostały w 1957 roku do rejestru zabytków, jako należące do kościoła parafialnego NMP w Maszewie. Wisiały na ścianie nawy północnej świątyni. Oto archiwalna fotografia wyjętego z ram jednego z nich (źródło: Marek Łuczak - "Utracone zabytki sakralne", 2015)


W 1969 roku te cenne malowidła wysłane zostały z Maszewa do Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w celach konserwacji, ale stamtąd nigdy nie powróciły na swoje miejsce w maszewskim kościele. W 1987 roku znalazły się na kamieńskiej plebani. Policja stwierdziła, że zabytki zaginęły tamże "w nieznanych okolicznościach", pierwszy (na zdjęciu) w latach 1994-2015, drugi w latach 2002-2015. Powalająca jest "niewiedza", kiedy dokładnie obrazy te "zniknęły" ze ścian plebanii kamieńskiej, a podane policji szerokie ramy czasowe tych zdarzeń sprzyjają zatarciu śladów i sprawców kradzieży.

Chętnie bolejemy nad przestępstwami zaborców i najeźdźców, którzy ograbiali nasz majątek narodowy, ale dlaczego u progu XXI wieku nie wołamy głośno i nie pytamy w sprzedajnych "fake" mediach - gdzie jest dziś Wojewódzki Konserwator Zabytków, Diecezjalny Konserwator Zabytków, proboszcz parafii kamieńskiej, gdzie jest odpowiedzialność cywilna (a może karna?) tych instytucji i ich przedstawicieli za powierzone im do nadzoru i opieki mienie kulturowe? Mienie, którego wartość rynkowa znacznie wzrosła po wydanych z kieszeni podatników ciężkich pieniędzy na ich konserwację. Skala tych "zaginięć" jest na tyle duża, że można mówić o niekontrolowanym przez państwo czarnym rynku handlarzy zabytkową sztuką sakralną w Polsce, której docelowymi nabywcami są zapewne najczęściej kolekcjonerzy zza granicy. Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek informacje o tych obrazach lub o osobach zamieszanych w ich zniknięcie, proszony jest o zgłoszenie tego na policji. Sprawę prowadzi Komenda Wojewódzka Policji w Szczecinie (sprawa L.dz. WP-1026/15).

Wracajmy do Kleista. Wydawałoby się, że brak nam na Pomorzu placówek kulturalnych, w których młodzież mogłaby lepiej poznawać historię regionu, z zwłaszcza uczyć się z tej historii jak radzić sobie we współczesnym świecie. Dworek Ewalda von Kleista oddany kulturze byłby praw- dziwym, a nie pozornym uznaniem dorobku światowej sławy naukowca z Pomorza. Mogłoby w nim na przykład powstać muzeum kondensatora, tego najstarszego w elektrotechnice, energetyce i elektronice elementu elektronicznego. Myślę nie o magazynie części elektrycznych, ale o placówce nowoczesnej, gdzie młodzież mogłaby rozbudzać zainteresowania fizyką i naukami ścisłymi, śledząc w sposób interaktywny ewolucję technologiczną i dywersyfikację zastosowania kondensatorów. Są one a naszym życiu "wszędzie": w komputerze, telewizorze, aucie, sprzęcie AGD, w samolotach, pociągach, statkach, rakietach ... Wdzięcznym sponsorem mogłyby być na przykład polskie firmy energetyczne, elektroniczne itd. 

Póki co,  wynalazek Kleista, udoskonalony przez Musschenbroeka i Faradaya, możemy oglądać w Narodowym Muzeum Historii Nauki i Medycyny (Museum Boerhave) w Lejdzie, w formie czterech "butelek z Leiden", tworzących baterię.

Odkrycie Ewalda von Kleista wzbudziło na Pomorzu zainteresowanie naukami przyrodniczymi i elektrycznością, wspierane przez miejscową arystokrację. Johann August Donndorff (1754-1837) sporządził w 1781 roku raport w sprawie postępu w badaniach nad elektrycznością, "Sendschreiben an Se. Excellenz, den Herrn Grafen von Borcke zu Stargoordt in Pommern, über einige Gegenstände der Elektricität". Jak widać z tytułu, adresatem sprawozdania był Heinrich Adrian Graf von Borcke (1736-1791) ze Starogardu (koło Reska). Na marginesie, jego ojciec, Adrian Berhard von Borcke (1768-1841) ukończył gimnazjum w Szczecinku, a później uniwersytet w Lipsku i był jednym z najbliższych doradców króla Prus, Fryderyka Wilhelma I.

Proszę maszewskich Czytelników o wybaczenie, że w tym artykule nie będę już pisał o maszewskiej elektrowni, ale bez odkrycia Ewalda von Kleista nie wiadomo, czy eksperyment ten zostałby tak szybko wykonany gdzie indziej na świecie, a zatem o ile lat świat, w tym i Maszewo, dłużej czekałby na energię elektryczną i czy nam, współcześnie żyjącym byłoby dane z niej korzystać w tak znaczącym stopniu, a mi publikować ten post w internecie. 

Post scriptum (2019):

Po bez mała ośmiu latach zbliża się szczęśliwy happy-end (informacja z "Głosu Szczecińskiego z dnia 22 marca 2019).

niedziela, 11 września 2011

Jeszcze o rodzinie Fick


Kiedy w poprzednim artykule "Obietnica Angeliki" publikowałem ostatni znany mi ślad rodziny Fick z Maszewa, jakim była pocztówka z motelem "Gasthaus zum Bahnhof" nie spodziewałem się, że będzie można do tej historii coś jeszcze dodać. A jednak! Dzięki niewiarygodnym możliwościom nie tradycyjnej, sklepowej ale internetowej witryny, oglądać ją może nie tyle przechodzień z konkretnej ulicy konkretnego miasta, ile każdy w Polsce i poza nią, kto ma komputer i chce się czegoś dowiedzieć na interesujący go temat. 

W ten oto sposób, rodzina państwa Fick z Niemiec, która natknęła się w internecie na wspomniany artykuł, zechciała się życzliwie podzielić z sympatykami historii Maszewa dalszymi ciekawymi wiadomościami o swojej rodzinie i o naszym mieście. Za to im tutaj bardzo dziękuję.


Dzisiaj możemy zidentyfikować niektóre z osób uwiecznionych na powyższym zbliżeniu pocztówki, opublikowanej w poprzednim artykule. Pocztówka wysłana została 8 stycznia 1923, ale - biorąc pod uwagę wiek wymienionej tutaj trójki dzieci, zdjęcie musiało zostać wykonane wiele lat wcześniej, według mnie około 1912 roku. 

Od prawej strony stoją: żona właściciela motelu Anna Fick (1872-1960), z domu Wittke, urodzona w Friedenshof. Było to gospodarstwo, które dziś nie ma polskiej nazwy, przy starej drodze z Maszewa do Nowogardu, na południowym skraju Jeziora Długiego, zaznaczone na poniższej mapie (Preussische Landesaufnahme 1892, aktualizacje 1929 i 1948). 


Przy matce stoi chłopiec, Karl Fick (1905-1984), urodzony w Maszewie i zmarły w Niemczech, tak jak i dalsze wymienione osoby; dalej, z rękami podpartymi na biodrach, Erich Fick (1895-1950); kolejno trzy osoby nieznane; przy progu drzwi, po prawej stronie stoi Emil Fick (1868-1946), właściciel motelu; Elsa Fick (1898-1989), później po mężu Kühnemuth; Hertha Fick (1901-1973), po zamążpójściu Schreiber; Anna Kroll (służąca); dalej trzy osoby nieznane. Ze szczątków zachowanych dokumentów odnotujmy jeszcze, że pewna Hanna Luise Fick poślubiła w Maszewie około 1884 roku Christiana Friedricha Augusta Kamratha.

Dla porządku wypada wspomnieć jeszcze o rodzinach Fick spoza Maszewa. W Sokolnikach (Falkenberg) urodziła się w 1728 roku Anna Maria Fick, która w 1751 roku wyszłą za mąż za Michaela Kamratha, urodzonego w Sokolnikach w 1720 roku. W 1776 roku Christian Ludwig Fick popoślubił w Jenikowie (Hochen Schönau) Dorothee Sophie Klünder. W niedalekim Redle (Pflugrade), w 1772 roku zmarła Marie Elisabeth Luise Fick, której mężem był rolnik Christian Umland, zmarły w 1794 roku. Tam także, w 1836 roku, urodził się Friedrich Wilhelm Fick. W Redle, w 1863 roku, kiedy był już rolnikiem w pobliskiej wsi Sąpolnica (Zampelhagen), wziął ślub z Emilie Albertine Brummund (urodzona w Redle w 1842). Urodzony w 1892 roku w niedalekim Korytowie (Walsleben) Max Otto Hermann Fick, poległ w 1916 roku, we Francji, w I wojnie światowej.

Rodzina Fick, nie wiadomo jak dalego spokrewniona z Fickami z ziemi maszewskiej, wymieniana jest jako właściciele dawnego pałacu rodu szlacheckiego von Bonin w Górze (Bergen) koło Białogardu, w latach 1837-1862. Oto stara fotografia tego nieistniejącego już zabytku (źródło: Zamki, pałace, dworki).


Emil Fick oraz Richard Fick - ojciec Angeliki, mieli prawdopodobnie wspólnego dziadka, którym był Michael Fick (1801-1871). Emil i Anna Fick pobrali się w maszewskim kościele w 1894 roku. Po ślubie wybudowali dom przy Gollnowerstrasse 22 (prawa część obecnego domu), który po doprowadzeniu do Maszewa linii kolejowej w 1903 roku rozbudowali o lewą część z pokojami hotelowymi. W ogrodzie za domem powstał sad ze 110 drzewami owocowymi. Najstarszy syn Erich, interesujący się małokalibrowym strzelaniem sportowym, zbudował za ogrodem 50-metrową strzelnicę, z której korzystali członkowie "Massower Kleinkaliber-Schützverein". 

Oto ogłoszenie gazetowe gościńca "Zum Bahnhof" (Do Dworca) z 1925 roku.


Ojciec Emil Fick posiadał w zarządzie stację benzynową firmy Aral - Hugo Stinnes GmbH, która usytuowana przed motelem. W owych czasach stacje benzynowe często nie miały jeszcze pawilonu, a jedynie dystrybutory przy krawężniku drogi i zbiornik podziemny.

Przed II wojną światową było w Maszewie sześć stacji benzynowych, w tym cztery na ul. Jedności Narodowej (Gollnower Strasse): oprócz tej u Emila Ficka, trzy dalsze stały na rogu z ul. Leśną (Waldstrasse) - Shell-Käding, na rogu z ul. 22 Lipca (Baustrasse) - BP-Bülke, i na na rogu z ul. Świerczewskiego (Daarzer Strasse) - Esso-Tapper, a także - jak dzisiaj stacja Orlenu, przy ul. Stargardzkiej (Stargarder Strasse) - Shell-Käding-Wiese. Oto zdjęcie tej ostatniej (źródło: Massower Anzeiger).


Młodzież, której wówczas imponował zawód marynarza, rozszyfrowywała nazwę BP jako "Blauer Peter", czy niebieski Piotrek - od flagi "P" w żeglarskim kodzie sygnałowym, a także od koloru benzyny. Benzyna niebieska (niskooktanowa) stosowana była w starszych silnikach o niskim stopniu sprężania.

Stacja Emila Ficka należała do sieci, którą na początku lat 1920-tych założył na całym Pomorzu znany niemiecki przemysłowiec Hugo Stinnes (1870-1924). Kontynuował on  z sukcesem tradycje rodzinne także w przemyśle węglowym (jego dziadek Mathias Stinnes zbudował w Bochum w 1841 pierwszą głębinową kopalnię węgla, od której rozpoczęło się tworzyć "serce" niemieckiego przemysłu - Zagłębie Ruhry), ale również energetycznym oraz w transporcie morskim i rzecznym. Oto fragment wydanego w 1937 roku przewodnika po stacjach benzynowych Pomorza firmy Hugo Stinnes, w której widnieje także maszewska stacja prowadzona przez Emila Ficka.

 
Ciekawostką jest fakt, ze córka tego przedsiębiorcy, Clärenore Stinnes (1901-1990), była pierwszą osobą na świecie która  w latach 1927-1929 (już po śmierci ojca), wraz z dziennikarzem ze Szwecji, objechała samochodem kulę ziemską. Oto jej zdjęcie z samochodem na zamarzniętym Jeziorze Bajkał, tuż przed przejazdem przez jezioro. 


Hugo Stinnes sfinansował budowę pod Berlinem w 1921 pierwszego w Europie toru wyścigowego dla samochodów. Pozwoliło to niemieckiemu przemysłowi samochodowemu testować swoje pojazdy a także, w oparciu o zdobyte przy budowie toru doświadczenia,  rozpocząć budowę pierwszych w Europie autostrad. Dla Maszewian interesujacy jest fakt, że Hugo Stinnes był jednym ze współinwestorów elektrowni "Provinzial-Kraftwerk Massow GmbH". O tej największej w historii Maszewa firmie warto napisać osobny post. Oto na poniższej ilustracji stacji Aral-Stinnes w Szczecinie - Turzynie.

 

Wracajmy do rodziny Fick. Zdolności do interesów Emila Ficka podpowiedziały mu, że w związku ze spodziewaną obsługą przez maszewską kolej wywozu płodów rolnych niezbędna byłaby  waga dla furmanek i ich towarów. Taka wagę zbudował on w pobliżu swojego domu, z jego prawej strony. Korzystali z niej głównie handlarze, którzy skupowali ziemniaki od rolników z okolicznych wsi. Rolnicy korzystali z pośredników, bowiem w jesiennym okresie zbiorów nie mieli czasu na wystawanie w kolejkach przed stacją kolejową. 

Tutaj mała dygresja. Z lat 1960-tych i 70-tych  pamiętam wzburzenie rolników, którzy musieli fatygować się sami do takich kilkusetmetrowych kolejek, kiedy w tym czasie piliła ich robota w polu, bowiem państwo "nie miało głowy" do handlu, a prywatny handlarz był wrogiem publicznym naszej gospodarki socjalistycznej. Słowo handlarz (sugerujące niestosowność bądź nawet nielegalność zawodu) do dzisiaj ma w języku polskim nieracjonalne, pejoratywne znaczenie, zastąpione obecnie przez "handlowiec", chociaż słowo malarz, podobnie powstałe jak handlarz, nie musiano zmieniać na "malowiec", bowiem ten zawód miał szczęście być uznanym za "przyzwoity". Oto jej zdjęcie pochodzące z 1978 roku, które wskazuje że jeszcze wówczas waga była użytkowana.


W czasach, kiedy Polska korzysta z tych samych praw ekonomicznych, które pozwoliły krajom nie tylko zachodniej Europy, ale także innym, będącym  niedawno jeszcze w "trzecim świecie" na szybki postęp gospodarczy (który z zasady musi być szybszy niż społeczny, żeby "było co dzielić") oraz technologiczny warto zatrzymać w pamięci czasy mniej i bardziej odległe po to, aby umieć patrzeć na drogę, którą podążamy (i cele, jakie wybieramy), w dłuższej perspektywie. Szacunek do historii, dbanie o dorobek kultury materialnej, jaki dziedziczymy w miejscach naszego zamieszkania, w "naszych stronach", jest moim zdaniem niezbędny, jeżeli chcemy, aby nasze indywidualne sukcesy życiowe były częścią sukcesu regionu, w którym żyjemy. Oto przykład tego ze średniowiecza pochodzącego wynalazku, z których niektóre są we Francji uznawane za część dziedzictwa narodowego.


Jeżeli dzisiaj korzystamy z dobrodziejstwa (i z negatywnych stron) na przykład mikrofalówki, to warto wiedzieć, że już babcie i prababcie korzystały z wymyślonej pod koniec XIX wieku "mikrofalówki", która wyglądała jak ta na poniższym zdjęciu. Przedstawia ona tak zwany "Grudeofen" albo "Grudeherd", używany w rodzinie państwa Fick, a którego zdjęcie zostało wykonane na tyłach ich byłej posesji w 1978 roku (za zgodą ówczesnego lokatora).


Nie znam polskiej nazwy tego urządzenia, ale nie znalazłem jednoznacznego jego określenia także w języku angielskim lub francuskim. Wydaje mi się, że jest ono charakterystyczne dla Niemiec, gdzie zostało po raz pierwszy opatentowane. Jest to piec z blachy ocynkowanej lub emaliowanej, wyposażony w szuflady, w których tli się opał (miał węglowy, węgiel drzewny, torf), a nad nimi są półki na których stawia się jedzenie do podgrzania. Było to urządzenie bardzo praktyczne aż do połowy XX wieku, kiedy rozpowszechniły się szybkie w działaniu kuchenki elektryczne i gazowe. Ten, nazwijmy go piec kuchenny, raz podgrzany pozwalał podgrzewać potrawy lub utrzymywać je w cieple  przez 24 godziny, przy minimalnej obsłudze i tanich kosztach eksploatacji. Jego zaletą była także możliwość gotowania na parze warzyw i potraw wegetariańskich. Co stało się z tą kuchenką, nie wiem. Jeżeli nie została zniszczona to warto, aby aktualny właściciel docenił ten ciekawy zabytek.